Najbliższy poniedziałkowy poranek przyniesie nam rozstrzygnięcie jednego z najważniejszych konkursów filmowych- Oscarów (zakładając oczywiście, że stawia się sen nad oglądanie gali). Zbliżające się rozdanie nagród powoduje zawsze zawziętą dyskusję, kto wygra, pozwala również zabawić się w jednego z członków jury i wytypować swoich faworytów. Dlatego też, gdybym to ja miała decydować zwycięzcami byliby....
1) Najlepszy film
Widziałam już niemal wszystkie filmy z nominowanej dziewiątki i muszę przyznać, że niemal każdy z nich ma w sobie coś za co go lubię. Na wstępie odrzuciłabym "Grawitację"- mam wrażenie, że jest to film, w którym scenariusz jest pełen nieścisłości, stanowiących w tym przypadku sporą wadę, "Kapitana Phillipsa", bo tematyka piratów i morza kiepsko do mnie przemawia, "Nebraskę", bo jest to dość, jak mi się wydaję niszowy projekt, taki jakby nieoscarowy, nieskomplikowany, co stanowi za jego atut, "Wilka z Wolf Street", bo choć jest to obraz nakręcony z rozmachem, to jednak tematyka nie trafia za bardzo w obecne czasy, poza tym według mnie jest po prostu za długi.
Oscar powędrowałby do "Zniewolonego", ponieważ:
1) jest przepięknie nakręcony,
2) pokazuje, że nie można się wyrzekać siebie samego,
3) doskonale zagrany+ piękna muzyka.
 |
| źródło |
Przyznałabym 2 nagrody dla Chiwetela Eijofora i Matthewa McConaugheya
 |
| źródło |
 |
| źródło |
 |
| źródło |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz